29 marca 2014

Sobotni cykl..."Między słowami" reż. Sofia Coppola

Witam!

Nieregularnie, czasami opornie, ale się jednak pojawiają wpisy w tym cyklu. 

Ostatnio widziałam parę filmów, ale dziś chciałabym się podzielić z Wami starociem (2003). Film wyreżyserowała i napisała do niego scenariusz córka słynnego w świecie filmu pana o nazwisku Francis Ford Coppola. Sama Sofia Coppola  niezwykle wszechstronna (aktorka, reżyserka, projektantka, fotografka,...) ma na swoim koncie reżyserskim nie tylko ten filmu (m.in."Przekleństwa niewinności" także widziałam i polecam).

Ale do rzeczy, bo miało być o "Między słowami"(2003). 


Historia spotkania dwojga nieznajomych Amerykanów w tokijskim hotelu.  Różni ich niemalże wszystko; płeć, wiek, profesja, wykształcenie ..., a jednak można by tu powiedzieć o braterstwie dusz. Ona (Scarlett Johansson) to młoda kobieta towarzysząca mężowi fotografowi, ledwo co po studiach filozoficznych, z krótkim stażem małżeńskim. On (Bill Murray - osobiście bardzo lubię) mężczyzna w sile wieku, długoletni mąż, przebrzmiały aktor, przybyły na kontrakt zrobienia reklamy whiskey. 

Co ich łączy? Na początku niewiele: ten sam hotel tokijskiej metropolii, bezsenność, samotność, ..., a potem....przekonajcie się sami.

Nie jest to tani melodramat, ckliwa historia miłosna, wyciskacz łez czy prześmieszna komedia. Jest to moim zdaniem po prostu ładna historia, przy której na bank się uśmiechniecie, zadumacie, a i łezka w oku się zakręcić może. To opowieść, po zakończeniu której siedzisz niewidzącym spojrzeniem wpatrzony w ekran gapiąc się w migające napisy końcowe. Taka, która nie wylatuje z głowy tuż po obejrzeniu.

Zobaczcie sami, a się przekonacie o czym piszę :)
Jak zwykle chętnie przeczytam, jeśli ktoś już go obejrzał.

Ja bardzo lubię do niego wracać.

Serdecznie polecam!

20 marca 2014

"Pszaśny pasiak" czyli kolejna sukienka...

Witam!

Tak, tak wiem...zawiesiłam się na szyciu dla mojej Latorośli i przynudzam :) Dziś pokazuję sukienkę. Kolejną!


Chciałabym napisać, że to był pikuś, że doszłam do wprawy, że poszło jak z płatka, ...ale jak bym tak napisała, to bym skłamała! 
Zawsze krojenie dla mnie jest męką! Wciąż niepoprawnie to czynię, wciąż mierzę od istniejących już fatałaszków. W efekcie zawsze poprawiam i przycinam, i drżę, iż tym razem na pewno coś sknocę, ale... na szczęście efekt końcowy jest ok :)


Po krojeniu przyszła pora na szycie i co zrobiłam ja? Zadowolona z siebie, że najgorsze już za mną, zszyłam wszystko bez jednego rękawa!!! Myślałam, że umrę! Ale to klasyka w moim przypadku! Zebrałam się w sobie i po spruciu zszyłam tym razem dobrze. Uff!


A dekor...jak zwykle przyszedł do głowy sam. Brakowało mi tu czegoś, poszłam więc do pobliskiej pasmanterii i ze skrawkiem materiału przymierzałam, kombinowałam, szukałam idealnego koloru i wpadła mi w oko ta tasiemka. Obszyłam dół, a potem to "coś". Pomysł był inny, odważniejszy, ale jako że bawełna cieniutka, zwiewna i delikatna...bałam się, że się źle układać będzie. W efekcie dekor srekor, taki sobie. Przyjmijmy wersję, że to wstążeczka :) Najważniejsze, że złamała jednolitość góry.


Modelka wczuła się w klimat sesyjny i muszę nieskromnie stwierdzić, że podoba mi się efekt współpracy. Myślę, że sporą rolę odegrał tu ulubiony rekwizyt, który nota bene wpasował się kolorystycznie.
Na razie spróbuję przestać szyć dla Młodej, żebyście z nudów nie poumierali! :)...obiecać jednak na 100% nie mogę, wszak jak czegoś się czepnę to kaput :D


Garderoba wiosenna na wyjazd jest! Teraz czekamy kwietniowego urlopu!
Musze się Wam jednak przyznać, że w swej szyciowej, naiwnej bezczelności kombinuję jakiś uszytek dla siebie, ale od planu do realizacji dłuuuga droga!

Miłego Wieczoru! Miłego Weekendu! I wszystkiego Wiosennego!



13 marca 2014

Różowo mi...

Witam!

Nie mogłam się w tym tygodniu ogarnąć. Jakoś zaczął się pod górkę, czego efektem był dołek. Pozbierałam się jednak do kupy i... postanowiłam póki co brnąć w bardziej sensowne tworów tworzenie, mianowicie w to i owo dla mojej Młodej :)


 Oto i kolejne wdzianko. Niestety ździebko za szeroko mi wyszło, ale ujdzie w tłoku. W końcu człowiek uczy się na błędach...

 Jako dekor spontanicznie poskręcana z resztek dzianiny dresowej niby muszka, niby kokardka, ... interpretacja dowolna. A tunika z bawełny.


 Młoda na początku niechętna sesji, z czasem poczuła się jak ryba w wodzie i zaczęła stroić miny.


A tu zbliżenie na nowe w moim wydaniu zamknięcie. Tu zerknąć można jak to zrobić.

Mam nadzieję, że kolejny tydzień nie zacznie się tak samo. W końcu wiosnę mamy! Trzeba się cieszyć : P

A tak poza tym, do jutra do północy w moim sklepie na DaWandzie (ikonka do sklepu na pasku bocznym) taka a la promocja. Wszystkie twory wysyłam bez kosztów przesyłki. Czyli można wybrać i kupić płacąc bez w/w kosztów lub zagadać do mnie na maila. Informuję "tak o", jako i na mej fejsbukowej stronie uczyniłam.

Życzę nam wszystkim wiosny w duszach!
Trzymajcie się ciepło!

6 marca 2014

"Pudrokiecka z Mruczkiem"

Witajcie!

Dziś o ... "Pudrokiecce z Mruczkiem".


Nie wiem jak ja to zrobiłam, nie wiem jakim cudem nie spaprałam....
Z pewnością duma mnie rozpiera :)

Ale od początku.
Za miesiąc wyjeżdżamy na krótkie wakacje i jakiś czas temu zaczęłam szperać po różnych (głównie amerykańskich) blogach w poszukiwaniu jak samemu uszyć coś dla dziecka. I tak się napatrzyłam, że mi się zachciało i pomyślałam: czemu by nie spróbować Pierwotnie miała być dzianina, ale się przestraszyłam i pierwsza była sukienka "Panna z wąsem" z bawełny.

No, ale czas płynął, szukanie i szperanie trwało i...odkryłam, że moja maszyna ma specjalny ścieg do szycia tkanin elastycznych, który nie jest ni coverlockiem, ni overlockiem, ale zwykłym skośnym zygzakiem. Co najważniejsze dało radę, bo naciągałam po próbach mooocno.


Szablon zrobiłam sama, a właściwie nie zrobiłam, bo kopiowałam bezpośrednio na materiał. Sposób zapożyczony z blogów i polskich i zagranicznych, czyli z ciuchów Młodej. Ostateczny kształt powstał po poprawkach (dół sukienki na początku był za szeroki).


Owa plisa to efekt tego filmu i trzymanie kciuków, żeby na tej dresowej dzianinie dobrze leżało...i leży.

 A dekor...
Pomysł zrodził się w nocy. W tyle głowy siedziało mi wyzwanie dziewczyn z Addicted to Crafts i tak się jakoś w głowie zaczęło to łączyć. Rano stworzyłam szablon , a z koszulki bawełnianej, podklejonej flizeliną, kota :) Wszytko na nim, to efekt maszyny. Dzięki tej sukience odkryłam jej nowe właściwości, bo oczywiście jestem za leniwa, żeby czytać instrukcję na początku :/

Oto i cała, dłuuuga historia pięknej (moim zdaniem) sukienki, a przy okazji pierwszy raz w życiu biorę udział w wyzwaniu :) 
Konkurencja jest za duża na nadzieję wyróżnienia, ale fajnie, że bodziec do inwencji twórczej jest :) 
No i i kolejne wdzianko na wyjazd :) Na pewno nie idealne, ale urocze! ;)


Jeszcze chyba nigdy tyle nie napisałam :)

Aha. Jakby ktoś coś, służę radą.

UWAGI:
1. Nie używałam nici elastycznych i niestety jeszcze nie mam specjalnej igły do dzianin (z zaokrąglonym czubkiem).
2. Obrębiałam zygzakiem zwykłym.
3. Dół wykończyłam zawijając materiał pojedynczo, rękawy podwójnie. 
4. Ważny jest przy dzianinie kierunek rozciągania (od lewa do prawa).

I tyle :)



1 marca 2014

Sobotni cykl... "Smażone zielone pomidory" reż. Jon Avnet

Witam!

Dziś amerykańsko, lekko i przyjemnie. 
Jako że miewam poważne wątpliwości dotyczące dalszego prowadzenia tegoż cyklu, postanowiłam spróbować dzielić się tu z Wami także filmami nieco lżejszymi. Większość bowiem moich propozycji to ciężkie i smutne kino..., ale cóż ja poradzę że takie lubię :)

Oto opowieść na dziś:  "Smażone, zielone pomidory" (1991).


Jest to ciepła, zabawna historia o kobiecej przyjaźni. Przypadkowe spotkanie dwóch kobiet w zakładzie opieki dla osób starszych, jest początkiem. Starsza Pani opowiada Młodszej historię babskiej przyjaźni z czasów swej młodości. Zasłuchana bohaterka pod wpływem niezwykłej opowieści nabiera wiatru w skrzydła i podnosi się z kryzysu. Barwna, wzruszająca i przyjemna historia.

Przy seansie relaks i uśmiech gwarantowany :)

Polecam!