Dziś polecam kino ciężkie, lepkie, w mistrzowskim wydaniu.
Film, o którym mowa to "Biała Wstążka"(2009) w reż. austriackiego reżysera i scenarzysty Michaela Hanekego (Michael Haneke). Reżyser przyrównywany do Bergmana. Podobieństwa są, ale każdy z nich ma swój własny styl (moim skromnym zdaniem).
Film nie należy do najświeższych, więc pewnie niektórzy z Was już o nim słyszeli i może go widzieli.
Ja jestem pod ogromnym jego wrażeniem i polecam gorąco, mimo że jest...no właśnie jaki jest ten film?
Na myśl przychodzi mi słowo - lepki. Mała wioska, przedwojenne Niemcy, powierzchowna beztroska, ład i porządek. A co jest pod spodem? Im dalej, tym ciekawiej, tym bardziej lepko... Z pewnością nie jest to film familijny i nie nastraja ciepło, świątecznie...choć przedstawia historię rodziny, historię małej społeczności, w której dużą role odgrywają dzieci...ale czy klasycznie pozytywną rolę? Przekonajcie się sami!
Na myśl przychodzi mi słowo - lepki. Mała wioska, przedwojenne Niemcy, powierzchowna beztroska, ład i porządek. A co jest pod spodem? Im dalej, tym ciekawiej, tym bardziej lepko... Z pewnością nie jest to film familijny i nie nastraja ciepło, świątecznie...choć przedstawia historię rodziny, historię małej społeczności, w której dużą role odgrywają dzieci...ale czy klasycznie pozytywną rolę? Przekonajcie się sami!
Michael Haneke słynie z wielu filmów. Najświeższy to" Miłość" (2012), ale i "Pianistka" (2001), i "Ukryte" (2005) czy "Funny Games" (1997) są wyśmienitą dawką kina. Szczególnie "Ukryte" z Juliette Binoche (którą uwielbiam) jest dla mnie jego najlepszym filmem numer 2.
Miłego seansu!
I udanego weekendu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz