Jak nie zamieszczam postów, to nie zamieszczam, ale jak już zacznę... Pewnie wkrótce dobra passa mi się skończy, więc lecę na fali i Was zarzucam kolejnymi.
Mój związek z maszyną...sami widzicie jaki jest...., trudny, burzliwy, zmienny. Jestem jej niewierna i notorycznie zdradzam z szydełkiem, ale wracam. Zawsze wracam i pewnie zawsze będę.
I tym razem tak było. Opuszczona czekała i się doczekała.
Najpierw zobaczyłam w moich ukochanym sklepie tę bakłażanową kokkę (dla niewtajemniczonych boski japoński materiał). Chodził mi on po głowie non stop, aż wreszcie z drżeniem rąk go nabyłam. Potem musiał ciut odleżeć, kurz zmiotłam ze smutnej maszyny, jakoś ją udobruchałam i ... zrodził się kolejny owoc naszej współpracy :)
Ona! "Bakłażanna"!!
Moim nieskromnym zdaniem nam się udała :))
Moim nieskromnym zdaniem nam się udała :))
Co tu dłużej pisać będę, zerknijcie :)
Tak samo jak poprzednie ma dwa oblicza. Duże i mniejsze.
Skórzane paski i brązowa podszewka z kieszeniami.
Ona w całej swej krasie.
P.S. Jakby ktoś jeszcze chciał pobawić się i postrzelać liczbami stworzonych przeze mnie portmonetek zapraszam tu :)
Dobrego weekendu!!!