Dawno, dawno temu, za siedmioma rzekami i siedmioma górami... był sobie ostatni wpis.
Rekordu ciszy wprawdzie nie pobiłam, ale przyznajcie, że wynik całkiem niezły.
Szczęka Wam tu dziś w dół nie opadnie i dupy, że tak potocznie napiszę, Wam nie urwie.
Sponsorem bowiem dzisiejszego wpisu jest zwyczajna resztka dresówki z niedoszłych spodni dla mnie.
Nie dość, że resztka, to jeszcze dresówki i w dodatku szarej. Szału nie ma, ale jakieś tam przepchanie marazmu jest i to dla mnie najważniejsze.
Do tego okazało się to nowe coś całkiem praktyczne.
Przechodząc do rzeczy... powstały pumpy, tudzież pół spodnie bądź przykrótkie "sindbady"...jak zwał tak zwał w terenie egzamin zdają.
Punktem wyjścia był model spodenek z dziecięcej Burdy z zeszłego roku (jedyny jaki mam), reszta (tj. ściągacze, przedłużenie nogawek) to wynik inwencji twórczej.
Poniżej wersja na wieszaku.
Tu na Modelce, wersja z bocznego przodu
oraz z bocznego tyłu.
Udały się też telefonowe ujęcia z placu zabaw. Wow!
Na placu królowa jest tylko jedna - huśtawka. Ja zaś pełnię zaszczytne miejsce nadwornego huśtającego. Biceps, triceps i inne cepsy na rękach rosną.
Ostatnia fota spodenek z cieniem szalonej właścicielki.
Oprócz szarej dresówki w dzisiejszym poście wystąpił ściągacz w tym samym kolorze, dwucentymetrowa gumka w pasie i moja Potomkini.
Ja ze swej strony dodam, że taka długość osobiście bardzo mi się podoba i dobrze się nam sprawdza w terenie.
Tymczasem dziękuję Szanownym Czytelnikom za uwagę i życzę pozytywnych wibracji każdego dnia!!
Miło mi będzie jak zostawicie tu po sobie jakiś ślad.