Do niedawna miałam (w sumie dalej mam) postanowienie tzw. "3 rzeczy dobrych".
To taki wymyślony trening na koniec dnia. Trening pozytywnego myślenia. Trzeba wykrzesać z siebie tzw. zdarzenia, odczucia, sytuacje,...i to wszystko wg nas ma być dobre. Mowa o ok. 12 godzinach wstecz. Generalnie polecam.
Na początku szło dobrze, potem gorzej, a dziś to ja w ogóle jak młody Werter się czuję (dobra średni, żeby być prawdomównym).
Przed chwilą spróbowałam te 3 rzeczy z siebie wykrzesać i wyszło mi:
- posprzątałaś wszystkie szafki i szuflady w kuchni,
- zrobiłaś zakupy i ugotowałaś pyszne curry z pomidorami i krewetkami,
- ...i tu mi się oczy posikały (nie ze śmiechu)...
Zatem chwilo nie trwaj!
Na koniec tego niezwykłego posta/u wrzucę 3 rzeczy uszyte przeze mnie, które do najświeższych nie należą, ale są dobre.
Plecak nie na prezent.
Plecak, który był prezentem.
I moja bardzo udana, sztukowana, lniana bluzka.
edit: spódnica i torebka też robota własna osobista.
edit: ...podobnie jak Dziecię i jej sukienka.
menadżer gospodarstwa domowego.
P.S. 1 Nie mam zamiaru odnosić się do ostatniego wpisu, sami rozumiecie, że trochę jestem nie w sosie.
P.S. 2 Już nie mam takich długich włosów i mi z tym lepiej jak patrzę na te zdjęcia.
Pozdro!